Huculszczyzna to kraina w pewnym sensie mityczna. Poza obszarem geograficznym to obszar zakorzeniony w świadomości jako romantyczna kraina górskiego ludu, dla którego „nie ma życia jak na połoninie”, ludu który pielęgnuje swoje tradycje oraz skrywa swoje tajemnice. Huculszczyzna jako rejon, który pozostawał w dużej mierze izolowany, gdzieś na pograniczu kultur, od dawna rozbudzał wyobraźnię podróżników i etnografów. Lokalne legendy, zwyczaje, symbole, praktyki magiczne stały się w połączeniu z dziką przyrodą magnesem zarówno dla badaczy, jak i wszelkiego rodzaju poszukiwaczy przygód, odkrywców poszukujących tego, co niezbadane.
Jedną z ciekawostek może być fakt, że Huculszczyzna to także kraina, w której pojawia się postać molfara. Na wpół znachora, szamana na pół uzdrowiciela, zielarza. Spory specjalistów toczą się o etymologię tej nazwy, którą nie wiadomo czy łączyć z Wołoszczyzną, czy też szukać powiązań wśród rodzimych, słowiańskich znaczeń. Niezależnie od nazewnictwa molfar jest postacią, która rozszerza i przenosi „na zachód” praktyki i system wierzeń spotykany po części u szamanów na Syberii, u bakhshy w Azji Centralnej, w niektórych częściach Kaukazu i na Bałkanach, a nawet tradycji spotykanych na ziemiach węgierskich. Obecnie zjawisko to wpisuje się w cały szereg postaci spotykanych na wschodzie, które w krajach dawnego bloku określa się mianem „ekstrasens”. Częściowo są to zjawiska nowe, czerpiące w prawdzie ze fragmentów dawnych wierzeń, częściowo jednak wpisują się one w tradycję, która rzeczywiście trwa od czasów przedchrześcijańskich.
Huculski molfar to postać łącząca świat natury i kultury. Na co dzień pośredniczący pomiędzy dwoma rzeczywistościami, obcując z siłami przyrody, z duchami rozwiązuje ludzkie problemy. Może pomagać, może też szkodzić, być dobrym lub złym… Posługuje się technikami transowymi wchodząc w przestrzeń innej rzeczywistości. Czasami zdarza się, że bardziej konwencjonalne środki: na przykład zioła, muzykę, modlitwę. Bo jesteśmy w świecie, w którym wszystko się przenika: religia, wiara, siły natury, wiedza naukowa, medycyna. I tylko molfar może na wszystko spojrzeć z jeszcze innej strony, sięgając po to, co dla nas nadprzyrodzone.
Mówi się, że prawdziwy, ostatni molfar Huculszczyzny odszedł w 2011 r. Zginął doskonale wiedząc, że zbliża się jego kres. Jak to bywa jednak z takimi sprawami, pozostają one ukryte i nigdy nie wiadomo, kiedy głos prastarej tradycji objawi się na nowo w jakiejś formie w lokalnej społeczności. Choćby jako echo przeszłości. Tak więc, czy na pewno prawdziwych molfarów już nie ma? Tego nie wiadomo, ale przechodząc przez wiszącą nad rzeką wąską kładkę za cerkwią i następnie podążając ścieżką wśród lasu można dojść do chaty, w której mieszka ekscentryczny staruszek. Tu mówi się na niego „Wujek”, jest dobrze znany mieszkańcom pobliskiej wioski. Zna się na ziołach, ludzie przychodzą do niego po lekarstwa na różne dolegliwości.
Na Wujka musieliśmy chwilę poczekać, podobno szukał nas wcześniej krążąc gdzieś po lesie. Kiedy się spotkaliśmy poszedł się przygotować. W międzyczasie mogliśmy zobaczyć podwórko: ule do hodowli pszczół oraz rzeźby karykaturalnie przedstawiające huculską parę. Krążąc dalej po okolicy zajrzeliśmy do szopy, w której ukryta stała cała huculska „rodzinka” czekająca na dalszą obróbkę.
Idąc do tradycyjnego zielarza byłam przygotowana na setki szklanych buteleczek i dziwacznych mikstur, zielsko suszące się pod powałą i susz do przygotowywania naparów. Tymczasem, jak się wydaje, Wujek specjalizuje się w nalewkach. Być może w swej długoletniej praktyce dopracował się już receptury idealnej, bo zaprezentował nam jedynie jedną butelkę po „Jacku Danielsie”. Potwierdził tym samym powiedzenie, że liczy się jakość, nie ilość. Mikstura w butelce, oparta jest na miodzie i siedmiu gatunkach ziół rosnących w okolicy. Posiada najdoskonalsze właściwości zdrowotne. Smakuje też wyśmienicie i wprawia w dobry humor. Wujek, przyodziany w tradycyjny strój – widać, że już znoszony, używany często, a nie trzymany tylko na pokaz, polewa następną kolejkę. Śmieje się przy tym i żartuje. Rubaszny, podszyty erotycznym zabarwieniem humor przypomina o wesołej parze wyrzeźbionych z drewna Hucułów… A my na pożegnanie zabieramy ze sobą cudowną miksturę.