Demonologia ludowa Bojkowszczyzny jest bogata i zróżnicowana. Wierzenia w upiory, czarownice-bosurkanie, boginki, wilkołaki, płanetniki i inne duchy oraz istoty nadprzyrodzonone, stanowią integralną część przekonań światopoglądowych Bojków. Powszechna jest tu także wiara w duchy domowe, wśród których najbardziej popularny jest tak zwany „duch opiekuńczy”lub „domowy czart”, wyobrażenia które są typowe zarówno dla wszystkich Słowian Zachodnich, jak i dużej części terenów zachodnioukraińskich.
Najczęściej Bojkowie nazywają domowego czarta „hodowaniec”. Również powszechne są nazwy chowaniec, wychowanek, plekańczyk, pomocnik, pastuszek, szczęśliwiec, domowy podchałupnik, zasidycz; ten, który mieszka na strychu; ten, który za płatwią siedzi itp. Charakterystyczna jest tradycja nazywania chowańca określeniami utworzonymi od antroponimów, jak na przykład antypko, mychaśko, piotruś, fed’ko. Ze względu na utożsamianie go z diabłem, powszechnie istnieją także takie nazwy jak czart, nieczysty, bida, did’ko, wertepnyk, mocejnyk i dziesiątki innych. Znana jest też Bojkom inna nazwa domowego ducha domowyk, chociaż, według słów autochtonów, „starsi ludzie tak na niego nie mówili”.
Chowaniec, jak wierzą, zjawi się i będzie szkodzić w chacie, pobudowanej na „nieczystym terenie”, w szczególności w miejscu, gdzie go kiedyś „wyhodowano”. Jeśli po zasiedlinach czyli wybudowaniu siedliska stwierdzano w jej wnętrzu lub sąsiedztwie coś dziwnego – przenoszono chatę. Z tego powodu obawiali się też rozszerzać „predwicką” czyli dawne ogrodzenie podwórza, aby w ten sposób nie „odgrodzić starca”.
Według innych wierzeń, domowy czart co siedem lub dziewięć lat powstawał z duszy niechrzceńca – zmarłego nieochrzczonego dziecka. Powiadano bowiem, „jak dziewczyna poroni dziecko nieochrzczone, które nie otrzymało chrztu, i z niego był chowaniec”.
Najczęstszy sposób posiadania chowańca to kupić go z jakąś rzeczą lub bezpośrednio wraz z chatą, którą sprzedawano z całym inwentarzem. Jednak, aby nie nabyć przy tej okazji „bidy” (biedy), należało odpowiedzieć, że „ze wszystkim” nie kupuję (przestrzegano, jak wyjść z takiej sytuacji: jeśli mówili „Bierz ze wszystkim”, to powinieneś odpowiedzieć „Ze wszystkim to ty sobie zostaw”). Na wszelki wypadek nic nie kupowali również za „siedem” „Nie można nic kupować za „siedem” ze wszystkim, bo można kupi pić kota w worku”. Ludzie, którzy nieświadomie w taki sposób nabyli chowańca, mieli z tego tylko kłopoty: „Niejeden nie wiedział, co kupował dlatego, mówiono, że z tego powodu to on aż spuchł i musiał iść z tym do księdza. A ten ksiądz chodził to święcić. Nie można było nawet spać, bo stukało w kominie.
Można było również z własnej woli nabyć ducha opiekuńczego. Na Bojkowszczyźnie rozpowszechniona jest opowieść o tym, jak wróżbita sprzedał ducha człowiekowi w worku, pod warunkiem, aby nie zaglądał tam, dopóki nie wróci do domu. Oczywiście, że mężczyzna nie wytrzymał i otworzył worek przedwcześnie: wyskoczył z niego kot i w ten sposób stracił wszystkie pieniądze.
Najbardziej jednak rozpowszechnionym sposobem było wyhodowanie czarta domowego z małego, ostatniego lub pierwszego zniesionego przez kurkę jaja z nieukształtowanym żółtkiem. Kiedy Bojkowie znaleźli takie jajko od razu niszczyli je: zazwyczaj przerzucali lewą ręką z impetem lub za siebie gdzieś do gęstwiny, przez drogę, przez płot, a najczęściej przez chatę bądź stajnię.
Kto zaś chciał mieć chowańca, ten przez dziewięć (rzadziej siedem, dwanaście) dni „wygrzewał” znosek pod lewą pachą. Przez cały ten czas nie można było „ani się zegnać, ani modlić, ani myć”, „ani do nikogo się odzywać”, także nie jeść albo jeść tylko postne i niesłone potrawy w komorze i bez świecy. Często znosek wkładano pod pachę licząc, aby ostatni dzień przypadł na Wielkanoc. Kiedy w cerkwi po raz pierwszy zaśpiewają „Chrystus zmartwychwstał!”, należało wówczas powiedzieć: „I mój też zmartwychwstał!”. Wtedy ze znoska wykluje się jakieś czarne kurczątko lub „z jaja wyskoczy czart i zapyta: czegoś chciał? Ja ci będę w tym pomocny”. Jednocześnie Bojkowie są przekonani, że chowańca trzeba znać, inaczej on przejmuje władzę nad tym, kto go wyhodował i doprowadzi go do grobu. Również uznaje się za skrajnie niebezpieczne przypadkowe zniszczenie znoska w trakcie „wygrzewania”.
Wiele osób uważa, że chowańca „nikt nigdy nie widzi, oprócz tego kto będzie go miał”. Inni wierzą, że może zamienić człowieka i w patyk, i w kota, a jak trzeba, to sprawi że będzie zupełnie niewidoczny”. Jeżeli zamieni człowieka w zwierzę to najczęściej będzie to czarny lub rudy kot, duży pies, czarny koń, świnia lub wąż. Może też zamienić „w olbrzymiego chłopa, wojskowego” lub małe stworzenie w kapeluszu i w czerwonych „portkach”, chłopa w „dużym kapeluszu”, „dziecko, bachora”, małego staruszka, który, od czasu do czasu pali fajkę i ma posturę dziada z kuśtykiem. Często chowańca opisują jako małego włochatego chłopca „podobnego do małpy lub kudłatego dziada”.
Zazwyczaj chowaniec przejawia się w działaniach wieczorem lub w nocy, około północy, choć zdarza się, że też w południe. Mieszka jako domowy duch zwykle gdzieś w stajni lub w chacie, w przedsionku, w komorze, w kącie, pod stołem, na piecu, za kominem i w kominie, na przypiecku jak mało się pali, na poddaszu na strychu lub gdzieś w kącie. Chowańca można znaleźć pod podłogami, fundamentami chaty. Nikt nie ryzykował rozebrania i sprzedaży chaty, jeśli podejrzewano w niej obecności chowańca. Najlepiej było w takiej budynku „nic nie ruszać, nawet żadnego wióra nie brać”. Chowaniec lubił osiedlić się też w drzewie, które rośnie na dworze lub na miedzy, szczególnie w krzakach bzu, w starych dziuplastych drzewach.
O właścicielu czarta domowego mówili: „Krzyż na piersi, a dziad na ramionach”. Właściciel chowańca mógł stać się najbogatszym we wsi, bo pomocnik strzegł pańskiego dobra, ostrzegał przed niebezpieczeństwami, chronił dom przed pożarem, pomagał wszystko robić: podpowiadał, gdzie należy orać i kiedy co siać, chodził przy koniach, pasł krowę, prał bieliznę, mielił na żarnach, ciął sieczkę, pomagał w handlu i nawet podrzucał pieniądze, mógł obdarzyć gospodarza inkluzem czyli tzw. „powracającą monetą”. W razie potrzeby można było mieć kilku chowańców dla rożnych rodzajów prac. I tak na przykład nabywano jednego ducha „do chaty”, a drugiego „do stajni”. Chociaż jak podkreślano, mianowanie chowańca „do chaty” było niebezpieczne dla gospodarza, „bo dwóch gospodarzy w chacie nie mogło być”. Często zdarzają się opowieści o kontaktach chowańca z rzemieślnikami, w szczególności mistrzami budowlanymi, pszczelarzami, młynarzami, muzykami, a nawet upiorami i czarownicami, którym pomaga zabierać mleko u cudzych krów i w inny sposób szkodzić ludziom.
Właściciel ducha opiekuńczego liczył się także z jego złymi stronami. Musiał zadowalać domowego czarta, bo mógł zniszczyć gospodarstwo, spowodować, że ludzie będą chorować i umierać. Poza tym, tam gdzie jest chowaniec, nie karmi się dzieci, gdyż rodzą się kalekie. On sprawia, iż gospodarz grzeszy, wykonując zakazane prace w wielkie święta. Jeśli ktoś mu się nie spodoba to potrafi przeszkadzać mu spać i powoduje, że spada on z łóżka. Właściciele chowańca często nagle umierają lub długo nie mogą doczekać się śmierci, bardzo cierpią podczas konania, dopóki nie przekażą czarta innemu gospodarzowi. Gospodarstwo, gdzie trzymano chowańca, wreszcie ostatecznie zanika.
Powszechnym jest przekonanie, że chowańca trzeba karmić niesłonymi potrawami, np. gotowanymi jajkami lub potrawami, które w ciągu dnia ludzie spożywali sami. Niektórzy uważają, że chowańca karmi się raz w roku, w Wigilię, 12 niesłonymi daniami. Zwykle w jakiejś skorupce stawiano mu do zjedzenia niesłoną kaszę. Natomiast gdyby ktoś dał chowańcowi coś słonego lub święconego, on mścił się na bydle lub całym gospodarstwie np. powypuszczał z zagrody zwierzęta lub przewracał je, albo wysypał ziarno do przedsionka, zrobił w chacie bałagan. Rozpowszechnione jest opowiadanie o tym, jak gospodarz wyjechał z chałupy i przed wyjazdem polecił parobkowi, aby zaniósł na strych niesłoną kaszę. Ten wbrew poleceniu posolił danie i czart domowy wpadł w złość szkodząc gospodarstwu dopóki gospodarz nie wrócił i nie naprawił błędu. Chowancowi daje się pić w niezwykły sposób; według jednych świadectw „karmili go krwią lub pił krew z beczki”, według innych „dawali mu mleka na poddaszu”.
Pozbyć się chowańca było trudno, zwłaszcza jeśli był on „wyhodowany” w tym konkretnym miejscu. Jednakże były na to sposoby, nie mógł się on dostać się do chaty, którą obsypano święconą pszenicą, samosiewnym makiem lub poświęcono. Aby pozbyć się domowego czarta, polecano mu niemożliwe do wykonania zadanie np. wyprać czarną sierść na biało. Wypędzić chowańca z chaty mógł także ksiądz. Wreszcie domowego czarta można było sprzedać w ten sam sposób, w który on został nabyty, czyli „ze wszystkim”.
Chowańca można było też zniszczyć, bał się on np. błyskawicy (każdy grzmot w niego trafiał). Dlatego popularne jest opowiadanie, jak gospodarz zabierał go ze sobą przed burzą w pole, aby pokazać uprawy, obiecując przykryć go kapeluszem, jednak nie spełnił obietnicy i w chowańca trafiła błyskawica. Chowańca można było zniszczyć polewając go także wrzątkiem.
Obecnie posiadanie chowańców Bojkom zwykle kojarzy się z dawnymi czasami: „Ale to prastare obrzędy. Teraz nie ma już tych staruszków, bo wojna ich wyniszczyła. Mimo to, do tej pory Bojkowie obawiają się kupić chatę lub jakąś rzecz z chowańcem (z przekonania, że pomaga on tylko temu, kto go wyhodował, a innym szkodzi). Boją się także, aby nie przejąć chowańca od konającego człowieka. Pomimo sceptycznego podejścia do tych opowieści (inni kłamią, a ja nie kłamię) prawie w każdym opowiadaniu o chowańcach czuć ukrytą wiarę w ich istnienie. Przy czym w zdecydowanej większości przypadków chodzi raczej o niechęć do osobistego kontaktu z chowańcem. Świadectwa informatorów często nie zawierają potępienia ani wrogości wobec tych, którzy go rzekomo posiadali lub mają obecnie. Oni po prostu stwierdzają fakt, że chowańca może wyhodować sobie każdy i że będzie on pomagał swojemu właścicielowi. Zdarza się nawet, że o takich przypadkach mówią z żalem, bo przecież tam, gdzie działa chowaniec w rzeczywistości nie ma nic złego.
Bibliografia:
Hałajczuk W., Ukraińska mitologia, Charków 2016
Wojtowicz N., Ludowa demonologii Bojkowszczyzny, Lwów 2015.
Autor tekstu: prof. Wołodymyr Hałajczuk
Autorka zdjęć: Małgorzata Pociask