Tradycja

Legendy Karpat – Jak Drozd zarazę przez rzekę przeniósł

Starzy ludzie w Bukowcu, tym nad Solinką, powiadali, że jakieś 250 do 300 lat temu przez wieś przechodziła morowica z morowcem, czyli zaraza z morem, takim, który zabiera ze sobą na tamten świat setki, a może nawet tysiące ludzi. Doszły do rzeki, a że przez wodę nie mogły przejść, musiały znaleźć kogoś, kto by je przeniósł na tamtą, drugą stronę. Zapukały przeto do stojącej nad brzegiem Solinki chaty i dalej prosić gospodarza, żeby je przeniósł na drugi brzeg. Drozd, bo tak się nazywał gospodarz, rad nie rad zgodził się je przenieść, kiedy obiecały, że jemu i jego rodzinie żadnej krzywdy nie zrobią. Gdy je tak niósł, nagle poczuł ogromny ciężar na sobie. Podobno dlatego były tak ciężkie, bo miały władzę nad całym światem. By jednak mogły ją sprawować, ludzie musieli je przenosić. Kiedy już były na drugim brzegu kazały Drozdowi, ażeby w każdą wigilię Bożego Narodzenia świecił przez całą noc świeczkę w oknie. Wtedy bowiem żadna zaraza nie będzie miała mocy imać się ani jego samego, ani jego rodziny. Potomkowie Drozda przez wiele pokoleń, jeszcze w okresie międzywojennym, przestrzegali tej zasady.

Na drugim brzegu morowica z morowcem poszły do pustego domu w lesie i tam przez całą noc tańczyły z radości, że znalazły się na drugim brzegu Solinki. Podobno ktoś słyszał jak śpiewały wtedy:
– Żeby nie terłycznyk, żeby nie tendiwa, to by była nasza cała mołodzawa. Terłycznyk i tendiwa to nazwy ziół, które chroniły przed zarazą. Oczywiście, by ziele skutecznie zadziałało, musiało być zebrane w odpowiedniej porze, a sporządzenie z niego leczniczego wywaru wymagało poznania tajemnej wiedzy i odpowiednich zaklęć. Na drugim brzegu Solinki morowica z morowcem spustoszyła kilka wsi, zanim poszła dalej. Tenże sam Drozd, chociaż ochronił się przed zarazą, marnie skończył swój żywot. Otóż nie chciał podobno uwierzyć, iż Wielkanoc jest największym ze świąt chrześcijańskich. Jako że pewnego roku wiosna była spóźniona i roboty w polu miał sporo, kiedy wszyscy świętowali, on postanowił pojechać w pole zorać wołami spłachetek pod lasem. W czasie orki, kiedy z pierwszą skibą dochodził już do końca pola, razem z wołami zamienił się w kamień. Taką postrzępioną skałę, przypominającą kształtem chłopa orzącego pole wołami. Na pamiątkę tego tragicznego wydarzenia potomkowie Drozda również zapalali drugą świeczkę w oknie, która płonęła przez całą noc z niedzieli na poniedziałek wielkanocny.

Autor: Andrzej Potocki – pisarz, dziennikarz, autor reportaży telewizyjnych. Z wykształcenia historyk i animator kultury. Od roku 1989 uprawia zawód dziennikarza reportażysty. Publikuje w prasie regionalnej i ogólnopolskiej oraz realizuje materiały filmowe dla telewizji publicznej. W TVP ukazało się ponad czterysta jego filmów i reportaży. Autor ponad dwudziestu książek o tematyce regionalnej, prezentującej m.in. dorobek kulturowy i historyczny polskich Bieszczadów oraz obszaru pogranicza.

Comments are closed.

Partnerzy