Legendy Karpat

Bieszczadzkie strachy

Bieszczadach, ale też i w innych górach, możecie spotkać nie tylko biesy, czady i dusiołki, ale i inne stwory i moce, przeto i o nich wspomnieć muszę, by was ustrzec przed nimi. Kiedy ujrzycie płowowłose, piękne dziewczęta z modrymi oczami nagłej śmierci i chabrowymi wiankami na głowie, nie dajcie się zwieść ich urokowi, bo was wywiodą w przepastne lasy, gdzie tylko niedźwiedzie i wilcy mieszkają. To nie są zwyczajne dziewczęta, ale Rusałki górskie, których czystości pod żadnym pozorem nie ważcie się naruszyć, bo byście natychmiast zginęli od pioruna. W niektórych stronach nazywają te dziewczęta Miawkami.

Może wam też zdarzyć się, że wpadniecie w sidła Propastnyka. Jego samego nigdy nie zobaczycie, bo jest niewidzialnym duchem. Ma on, podobnie jak bies, siłę czynienia zła, tylko tyle, iż nie może zmaterializować się pod żadną postacią. Może jednak być w wichurze i wtedy wyrywa drzewa z korzeniami lub zrzuca dachy z domów. Może być w chmurze i wtedy pada grad niszczący zasiewy. Może być w źródle i wtedy po wypiciu z niego wody dostaniecie strasznych boleści. Kiedy poczujecie, że jesteście w mocy Propastnyka, wyrzeknijcie trzy razy:

– Sczeźnij duchu nieczysty, sczeźnij duchu nieczysty, sczeźnij…

Jeżeli zdarzy się wam pobłądzić w Bieszczadach, to znaczy, że Błądzoń, taki biesik figlarny, zwiódł was. On wszystkich podróżnych, zwłaszcza kiedy po zmroku wędrują, na manowce sprowadza. Ani się obejrzycie, gdy znajdziecie się w bieszczadzkiej kniei, z której nie ma wyjścia. Jeśli wilcy was nie pożrą, to bez wątpienia z głodu pomrzecie. W gęstwinach lasów wielu już przepadło bez wieści.

Może też się zdarzyć, iż nocą poczujecie, jakby was ktoś dusił. Ciężar ogromny będzie się przez ciało przetaczał, od nóg do gardła. Znak to, że Zmora was nawiedziła. Ci, którzy ją widzieli, mówią, że jest podobna do czarnego kota i jak kot miękko i szczelnie przylega do gardła. Wtedy należy jak najprędzej obudzić się i usiąść. Ale Zmora nie zawsze dusi, czasami tylko włosy w kołtun splata, w którym różne robactwo się zalęga. Starzy ludzie powiadali, że zmorą po śmierci zostawała dzieciobójczyni.

Mamuny nie tylko z dzieci robią odmieńce. Nie śpi wtedy taki odmieniec po nocach, jeno krzyczy, jakby go ogień piekielny parzył. Mamuny mogą wam odmienić dziewczynę, która kocha. Odmieniona, nagle kochać bez żadnej przyczyny przestanie. Wiem coś o tym. Wierzcie mi. Zdarza się, że Mamuna i chłopca odmieni, i wtedy on kochać przestaje. Można uratować takiego odmieńca, tyle tylko, że siec go trzeba nową miotłą brzozową aż do pierwszej krwi. Ale poza tym nie ma na Mamuny żadnej innej rady.

W tych przepadłych od ognia wioskach, po zarosłych chabaziami cmentarzach upiory czasem się włóczą. Upiór taki często ludziom się naprzykrza i nawet może spowodować śmierć. Wszystkie przypadki nagłej śmierci są dziełem upiorów, z wyjątkiem śmierci od pioruna, bo ta jest karą za pohańbienie Rusałek górskich. Upiory dają się szczególnie we znaki przy nowiu księżyca. Wabią ludzi tańcami i muzyką. Będąc w górach, nie chodźcie na tańce i muzykę. Jeżeli spotkacie upiora, koniecznie trzeba się przeżegnać znakiem krzyża świętego.

Nie sądźcie, że są to wszystkie postacie Złego, jest ich zapewne znacznie więcej. Sami zresztą wiecie, ile spotykacie go co dzień, gdziekolwiek jesteście. Jednak w górach bądźcie szczególnie ostrożni.

Istnieją bowiem w Bieszczadach strachy prawdziwe, przed którymi żadne zaklęcia ani nawet żegnanie się znakiem krzyża świętego nie pomaga. Wszystkie one pochodzą z nieprawego łoża biesa Chryszczatego i wodnicy Sianki. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że jedna z Sianek, tych cudnych wodnic, zbiesiwszy się, została lubaską Chryszczatego. Tenże z diabelskim wprost uporem płodził z nią potomstwo. I sporo się tego tałatajstwa namnożyło.

Chodząc po bieszczadzkich ostępach, gdzie czarci mówią dobranoc, można wiele strachów spotkać, a najpewniej spróbują was wywieść w pole Litmirze. Mieszkają one na mokradłach i torfowiskach. W porannej mgle pojawiają się z nagła, raz to udając człeka, raz zwierzę, majacząc rozmazanym kształtem w pobliżu dróg i ścieżek. Ich nagłe pojawienie się wielu przestrasza, że aż dusza im na ramię wyskakuje. Zdarzały się przypadki, że ludzie na ich widok z przestrachu mdleli i trzeba ich było cucić .

Na bieszczadzkich szczytach możecie spotkać Berdniki. Podobne są całkiem do strachów na wróble. Na głowie mają kapelusze i gęby rozdziawione. Berdniki, kiedy jeszcze były w wieku dziecięcym, strasznie wrzeszczały i bies Chryszczaty gęby im kazał pozaszywać, i tak już zostało. Od tego czasu są one nieme i strasząc ludzi, gesty jedynie nieprzyzwoite czynią. Tylko sobie wiadomymi sposobami drażnią pioruny, które uderzają w granie. Turyści, którzy natenczas są na szlakach górskich, przerażeni w dół zbiegają, w obawie o swoje życie. Zdarzały się jednak przypadki, iż pioruny zabiły turystów na grani połoniny Wetlińskiej. Doprawdy strach iść w góry, gdy na burzę się zanosi.

Piorunami także zabawiały się Kiczerki. One z kolei mieszkają w przylegających do wsi paryjach. Przypominają nanizane na kądziele przędziwo z babiego lata. Onegdaj ludzie widzieli jak w czasie burzy latały po wsi, a pioruny goniły za nimi między chałupami. Żeby je odstraszyć, ludzie dzwonili cerkiewnymi dzwonami i wtedy podobno Kiczerki wynosiły się ze wsi, a wraz z nimi i pioruny.

Są też strachy, co je dawni mieszkańcy Bieszczadu zwali Poharami. Te pojawiały się tylko jesienią, gdy lasy okrywały się różnokolorowym dywanem barw. Pohary miały postać strachów na wróble, tyle, że obleczonych nie w łachmany, ale w różnokolorowe chusty. Mamiły swoją złudną krasą, mieniącą się w promieniach jesiennego słońca, tych, którzy w on czas zapuszczali się w lasy za grzybami i bukowymi orzechami. Tam ich straszyły odgłosami niby to dzikich zwierząt albo skradających się zbójców. Przestraszeni na oślep z lasów uciekali, o gałęzie się raniąc albo nawet nogi łamiąc.

Wszystkie te strachy spotkał na swojej drodze życia Jędrek Połonina i on też o nich mi opowiedział. Niektóre z nich nawet namalował. Ale Jędrka nie ma już między żywymi i aż strach powiedzieć, co się z nim stało…

Wybrane legendy pochodzą z książki Andrzeja Potockiego „Księga legend karpackich. Bieszczady, Beskid Niski, Czarnohora i Gorgany”. Autor zebrał w niej 179 legend karpackich wydobytych z zakamarków ludzkiej pamięci, wyblakłych ze starości, wydawałoby się nikomu już niepotrzebnych.

Autor tekstu: Andrzej Potocki
Grafika z książki: Agnieszka Dziama

 

Comments are closed.

Partnerzy