Wiekowa, drewniana chyża w Olchowcu

Po Muzeum Kultury Ludowej Karpat z pasją oprowadzał nas syn właściciela i pomysłodawcy – Tadeusza Kiełbasińskiego – przybyłego tu po raz pierwszy w latach 50. ubiegłego wieku w ramach wędrówek górskich po Beskidzie Niskim prowadzonych przez Towarzystwo Karpackie Oddział Łódzki. W latach 70. osiedlił się tu z miłości do Łemkowszczyzny i przyszłej żony. Od tej pory kolejne już pokolenia dbają o lokalną tradycję.

Olchowiec to 500-letnia wioska w sercu Beskidu Niskiego, założona została u zbiegu potoku Wilsznia z potokiem Olchowczyk, w jej centrum wznosi się góra Horb. Jedna z niewielu beskidzkich łemkowskich wsi, w której nieprzerwanie mieszka ludność pochodzenia łemkowskiego. Dzięki fałszywym dokumentom udało im się uniknąć wywózki w ramach akcji „Wisła”. Obecnie jest tu 16 gospodarstw rolnych.

Nazwa miejscowości pochodzi od olchy, drzewa, które w języku ukraińskim nazywane jest wilcha. Przed II wojną światową wioska liczyła blisko 90 gospodarstw i około 500 mieszkańców. Jedną z ostatnich zachowanych w niezmienionej postaci łemkowskich chyż, prawie w ostatniej chwili udało się uratować. Pan Tadeusz Kiełbasiński zakupił ją w 1981 r. i przekształcił w otwarte muzeum.

Tak jak dawniej dach łemkowskiej chyży przykrywają fachowo ułożone kiczki.

Drewniana chyża zbudowana została w 1910 r., do rejestru zabytków wpisano ją w 1986 r. Pan Tadeusz zachował chatę w stanie niezmienionym. Jest to tradycyjna zrębowa konstrukcja. Zabudowa pod jednym, dwuspadowym dachem, krytym słomianą strzechą: alkowa, sień, stodoła, komora, obora. Izby są tu niskie, okienka małe, łóżko krótkie, stół, zydle i ławy do odpoczynku i do spania, skrzynie na ubrania, na ścianach ikony, obrazki świętych. Ważnym miejscem jest duży piec kuchenny i chlebowy z dobudowanym kominem, do lat 50. XX wieku była to jeszcze kurna chata (!). We wszystkich pomieszczeniach zgromadzone są eksponaty z okolicznych wiosek. Pan Tadeusz przywoził je również z Beskidu Sądeckiego, Niskiego, Bieszczadów, a także z Bojkowszczyzny i Huculszczyzny. Sąsiedzi ciągle znoszą mu coś nowego. Jest tu wiele ciekawostek wykonanych w przydomowych warsztatach: kołyska polowa, lokówka, kosa dla leworęcznych, niebanalny dziadek do orzechów. Także fronty I i II wojny światowej walczące o Przełęcz Dukielską pozostawiły po sobie wiele artefaktów: hełmy, krzyże, łuski, magazynki, moździerze, miny, lufy przeciwlotnicze, armatki, mapniki, manierki, a nawet kuriozalne ozdobne wazony z łusek czołgowych. Eksponaty podróżują prezentując się w innych oddziałach Towarzystwa Karpackiego, co potwierdza pasję Pana Tadeusza nie tylko do zachowania tych przedmiotów, ale i dzielenia się nimi. W paczkach znajdziemy spakowane i przygotowane do podróży – albo właśnie z niej powracające – haftowane serwety, barwne stroje, plansze ze zdjęciami miniatur karpackich cerkiewek.

Wnętrze drewnianej chaty wypełniają pieczołowicie odnawiane eksponaty.

Pan Grzegorz Kiełbasiński, syn Tadeusza, opowiada z dużą swadą i jest niezwykle gościnny. Jednak co jakiś czas wtrąca, że ojciec to by dopiero nam opowiedział ze szczegółami… Patrząc na mapę z umiejscowionymi chatami i nazwiskami ich właścicieli podkreśla ogrom pracy dokumentacyjnej, jaką wykonał tu przez lata jego ojciec. Zwraca naszą uwagę na dach kryty strzechą. Sześć lat trwała jego wymiana: aż cztery tysiące kiczek kręcił gospodarz spod Tyczyna. To już ginąca tradycja, wychodzi drogo, ale zgodnie z kunsztem i dawnym rzemiosłem. Tak przygotowane krycie wystarczy na 50 lat, chociaż dawniej słoma była cieńsza – w jednej kiczce było ok. 1000 sztuk, obecnie może 500. Zapamiętamy też, że dach od strony północnej zachowa się dłużej – to ze względu na mniejsze różnice temperatur w porównaniu z nasłonecznieniem od południa.

W pobliżu chyży-muzeum znajduje się cerkiew Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z Myr Licejskich do Bari z kamiennym mostem.

Słowniczek:

chyża – drewniana zagroda jednobudynkowa, półtora- lub dwutraktowa. Pod jednym dachem mieściły się w niej pomieszczenia mieszkalne, gospodarcze i inwentarskie. Strych pełnił funkcję stodoły. U Łemków budynek miał długość do 25 m i szerokość 6-7 m. Przykryty był dwuspadowym, wysokim dachem konstrukcji krokwiowej (wysokość dachu zasadniczo dwukrotnie przewyższała widoczną spod niego wysokość ścian). Dach pierwotnie pokrywano słomą, zaś w drugiej połowie XIX wieku zaczęło się pojawiać, najpierw na zachodniej łemkowszczyźnie, pokrycie gontowe. Do budowy używano półbali, a od przełomu XIX i XX wieku również czworobocznie obciosanych belek jodłowych lub świerkowych. Stosowano konstrukcję zrębową. Dość powszechnie malowane były ściany zewnętrzne, często tylko części mieszkalnej. Nieraz zamiast malować, budynek bielono, często tylko szpary między szwałami, uprzednio wypełnione gliną.

Wzdłuż jednej lub więcej ścian biegła tzw. zachata, czyli kilkudziesięciocentymetrowy korytarz, oddzielający pomieszczenia ścianką z desek od właściwej ściany. Oprócz funkcji komunikacyjnej zachata spełniała rolę izolacyjną. Służyła również jako skład drobniejszych przyrządów gospodarskich. Rozmieszczenie pomieszczeń było praktycznie zawsze jednakowe. Na lewo lub prawo od dużej sieni znajdowały się pomieszczenia mieszkalne: izba (właściwa chyża), za nią alkierz. Oba ogrzewane jednym wielkim piecem (kuchnią) zajmującym do 1/4 izby (na zapiecku mogły spać trzy osoby). Do połowy XIX wieku chyże były kurne, później zaczęły się pojawiać półkurne (dym odprowadzano na strych). Piece z kominami zaczęto budować dopiero po I wojnie światowej. W pomieszczeniach nie było podłogi, lecz gliniane kiepsko. Okna były małe, a drzwi niskie, by utrudnić odpływ ciepłego powietrza. Na wprost sieni znajdowała się komora. W bogatszych gospodarstwach z drugiej strony sieni zdarzała się dodatkowa izba, a za nią pomieszczenie. Zasadniczo była tam jednak od razu stajnia z oborą, a obok niej boisko (klepisko), w którym stawiano wóz i przechowywano urządzenia rolnicze. Nad boiskiem nie było stropu, wkładano tamtędy siano na strych.

strzecha – pokrycie dachowe ze słomy lub trzciny wykonywane na dachach o dużym spadku. Obecnie przeżywa renesans w budownictwie regionalnym (zajazdy) jak i w budownictwie mieszkalnym.

Grubość strzechy na budynkach mieszkalnych to ok. 35 cm. Oryginalne dachy kryte strzechą można spotkać m.in. na Pogórzu Karpackim, Mazowszu, Polesiu, Kaszubach i w Zachodniopomorskiem.

Strzechę dawniej wykonywano ze słomy żytniej. Słoma musiała być skoszona wcześnie – kiedy była jeszcze zielona – nie nadawała się stara, przestała i krótka. Strzecharz (osoba pokrywająca dachy strzechą) oczyszczał materiał przez wytrząsanie. Robił to chwytając słomę za kłosy i mocno potrząsając. Wtedy trawa, chwasty i krótkie źdźbła wypadały. Słoma żytnia musiała być dokładnie wymłócona, w przeciwnym wypadku pozostałe w słomie ziarna mogły kiełkować, jak i zwabić myszy, które mogły uszkodzić strzechę. Następnym zabiegiem było kręcenie w specjalnych skrzynkach głowaczy (podwójnych skręconych snopów), zwanych też kiczkami. Rzemieślnik brał dwa snopy, układał je jeden na drugim w skrzyni, wiązał powrósło. Następnie dwa snopy związywał powrósłem tuż pod kłosami, wsadzał kijek między snopki i obracał jeden snopek wokół drugiego o 360 stopni. Taki wykręcak następnie kładło się na dach i przywiązywało do łat. Słomę układało się od dołu warstwowo w taki sposób, aby następna warstwa zakrywała przewiąsła poprzedniej. Na koniec na kalenicy układało się drewniane kozły i przybijało się kołki w poprzek dachu dla ochrony przed wiatrem. Obecnie rzadko kryje się dachy słomą, najczęściej trzciną. Słoma jest mniej trwała i szybko gnije.

Dawniej było kilka sposobów wykonywania poszyć dachu. Najczęściej kryto snopki kłosami do góry, rzadziej kłosami do dołu (było to poszycie, które wymagało mniej słomy, ale było mniej trwałe). W niektórych częściach Polski słomę przyciskano od góry tyczkami do łat i wiązano wierzbowymi witkami.

Autor tekstu: Justyna Warecka
Autor zdjęć: Dariusz Dąbrowski

Comments are closed.

Partnerzy